Po otrzymaniu tej książki, wzięłam się za lekturę, przeczytałam ją od deski do deski i zaczęłam dietę. Wytrzymałam 7 dni i powiem szczerze, że było trudno, jako że chciałam schudnąć unikałam zbytniej ilości oleju, oliwek , ziemniaków czy też orzechów, szczerze mówiąc czułam się bardzo słabo, nie miałam za bardzo siły na nic, podobnie jak można się czuć na dukanie , aczkolwiek tu było gorzej bo nie mogłam wypić porannej kawy. Jeśli zawsze rano wypijacie kubek kawy, nie wierzcie że ziółka go zastąpią, bo nie zastąpią- sprawdziłam. Nie czułam głodu, bo jadłam dużo surowych warzyw w szczególności tartą marchewkę, na początku jadłam też pestki, ale gdy uświadomiłam sobie jak bardzo są kaloryczne to od razu zaprzestałam. Ogólnie beznadziejna jest ta dieta, namęczyłam się jak na kopenhaskiej a schudłam 1,3 kg, Porażka!
Warto też poruszyć kwestię przepisów, które prezentuje nam pani Wecker, są nie do wykonania , nie wiem jak Wy ale dla mnie znalezienie liści endywii, oleju z ogórecznika, wody destylowanej czy szechwanu w sklepie koło domu sprawia problem. Książka tej pani miała chyba stanowić istne zaproszenie do sklepów ze zdrową żywnością, ale nie do tych na terenie naszego kraju, bo tam psikus, jedyna odpowiedź jaką usłyszycie to-NIE MA. Powiem wam, że to całkiem irytujące tak się nachodzić, powtarzać po kilka razy jakieś dziwne nazwy i w końcu kupić marchewkę. Jasne, że zdrowie jest ważne żadna nowość, może i trzeba ten organizm odkwaszać, ale nie wiem czy to jest dobry sposób, przepisy są beznadziejne, potrawy koszmarnie drogie i pracochłonne albo bez wyrazu, dla lubiących smak zwykłej sałaty z sałatą. Jako,że mam smykałkę do gotowania udało mi się wymyślić coś znośnego, jeśli ktoś by się zdecydował na ten sposób odchudzania to mogę podesłać parę pomysłów na jedzenie na maila. :)

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz